Monitoring ludzkich zachowań

Monitoring ludzkich zachowań
autorem artykułu jest Tomasz Sadza

Komunikacja miejska jako ogólnodostępny środek transportu ma nam pomagać w życiu codziennym, a jednak zwykle doprowadza najspokojniejszego człowieka do szaleństwa. Co dzień jestem świadkiem tej niekończącej się paranoi, zaczynającej się już na przystanku. Zawsze zastanawiam się jak to jest że starsi i schorowani ludzie chodzący o kulach, na widok uciekającego im autobusu, nagle zdrowieją i biegną o własnych siłach szybciej niż przeciętny człowiek. Tak więc przekonuje się , że cuda dzieją się wokół nas. Kiedy wszyscy już dotrą na upragniony przystanek rozpoczyna się wyścig do pierwszych drzwi, które jako jedyne zostają otwarte, aby kierowcy łatwiej było dokonać kontroli biletów. Nigdy się ona jeszcze nie odbyła no ale przepisy są po to żeby ich przestrzegać. Zresztą gdyby tak otworzyć wszystkie drzwi większość osób pewnie z niezdecydowania nie wsiadłoby w ogóle. Kiedy już każdy dostanie się na pokład, zaczyna się prawdziwy horror. Ludzie jakby gnani wbudowanym GPSami dążą do celu i jak lwy walczą o swoje miejsce. To przy szybie, to bokiem , to przodem do kierunku jazdy. I wystarczy że z pierwotnego ustawienia wypadnie jedna osoba , wysiadająca na którymś z przystanków, wszyscy podnoszą się szukając nowego lokum, lepiej nasłonecznionego lub na podwyższeniu. Świadkiem tylko jestem tej chorej migracji wewnętrznej i nadzieję mam, że pozwolą mi chociaż stać sobie w spokoju. Niestety tak pechowo trafiam, że nade mną stoi pasażerka która koniecznie musi przejść na druga stronę naszego pojazdu, aby upragnionym wyjściem wysiąść trzy przystanki dalej. Popycha mnie więc dopóki nie poczuję kasownika między zębami i udając dystyngowaną damę po trupach osiąga swój cel. Wykończona podróżą chowam się w najdalszym kącie, myśląc że to już koniec tego koszmaru, gdy niespodziewanie staje przy mnie roznegliżowana kobieta rozpylająca feromony przy każdym ruchu ręką. Od jednego zapachu uciekam w drugi, czuje miliony perfum, dezodorantów, woń obiadów aż po przykre zapachy wczorajszych skarpet, upojenia alkoholowego. Zdesperowana otwieram okno, które po chwili zamyka mi przewrażliwiona matka z dzieckiem, które zapewne rozchorowałoby się z nadmiaru świeżego powietrza. Na koniec do mojej udręki dołącza pijany mężczyzna z butelką trunku w ręku. Oczywiście nie muszę tłumaczyć, że w skutek siły bezwładności pan upada, a zawartość butelki ląduje na mnie. W oddali dostrzegam z pozoru bezpieczne miejsce siedzące. Opadam na nie bezwładnie. Mijamy kolejne przystanki, na jednym z nich dosiada się starsza pani. Prowadzę ze sobą walkę wewnętrzną- wstać i okazać kulturę, czy siedzieć sobie w świętym spokoju. Moje rozważanie przerywa ktoś, kto w skutek niezbyt delikatnego hamowania ląduje mi na kolanach zgniatając narządy wewnętrzne. Wyczerpana psychicznie, przesiąknięta zapachem jakiejś psującej się kiełbasy, postanawiam przebyć resztę drogi piechotą. Przy wysiadaniu, ktoś spycha mnie ze schodów. To pewnie taki wyraz kultury- życzliwy kopniak na szczęśliwą drogę do domu. Na moje miejsce do autobusu wsiadają kontrolerzy, zasiewający wśród ludzi nić niepewności, gdy wszyscy już słyszą „bilety do kontroli” wybucha panika, jak po uruchomieniu alarmu. I widzę już tylko przez szyby te przerażone twarze ludzi bez biletu, bez wyrazu, bez kultury i chęci już do życia.

--


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl